Rozmowa z prof. dr hab. inż. Kazimierzem Klimą z Katedry Agrotechniki i Ekologii Rolniczej Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie
- Podstawowym czynnikiem rozwoju produkcji ekologicznej jest jednak możliwość uzyskania godziwego dochodu?
- Z badań wynika, że gospodarstwa ekologiczne uzyskują plony niższe nawet o 20 procent, przy zwiększonym nakładzie pracy. Ich koszty są jednak niższe – nie kupują bowiem coraz droższych środków chemicznych. W związku z tym dochód rolniczy kształtuje się na podobnym poziomie, co w gospodarstwach konwencjonalnych. Inaczej rzecz się ma z tzw. dochodem osobistym, który – dzięki dopłatom – jest wyższy nawet o 20-30 procent. Jeśli jednak dopłaty zostałyby zlikwidowane lub drastycznie ograniczone, produkcja ekologiczna upadnie. 80 procent tej produkcji jest bowiem sprzedawana po cenach konwencjonalnych, a zaledwie 20 procent osiąga wyższe ceny, głównie dzięki sprzedaży bezpośredniej.
- Które uprawy najczęściej występują w gospodarstwach ekologicznych?
- 73 procent upraw to zboża i rośliny motylkowe, 1 procent – to zioła, 6 procent okopowe, zaś 20 procent – to owoce i warzywa. Duży udział tej ostatniej grupy wynika z faktu, iż właśnie na warzywa i owoce istnieje duży popyt i przynoszą one dochód, gdyż ich ceny kształtują się nawet na dwa razy wyższym poziomie, niż produktów konwencjonalnych. Hitem ostatnich lat jest ziemniak ekologiczny, od 2007 roku traktowany jak warzywo. Podobną karierę zrobiła fasola „Piękny Jaś”, która sprzedawana jest nawet po 12 złotych za kilogram – a chętnych na taki zakup nie brakuje.
- Cóż więc sprawia, że na metody ekologiczne nie przestawiło się znacznie więcej gospodarstw?
- Jak już wspomniałem, uzyskanie odpowiednich dochodów z tego typu produkcji, jest bez wsparcia finansowego niemożliwe. Tymczasem pojawiają się informacje, że w następnych latach dopłaty mogą być znacznie mniejsze lub nawet nie będzie ich wcale. Ale istnieją także inne bariery. Nie istnieje bowiem w Polsce rynek produktów ekologicznych – brakuje firm, które zajmowałyby się skupem i dystrybucją. Może to wynikać także z braku jednorodnego towaru w dużych ilościach. Praktycznie nie istnieje przetwórstwo, nastawione na wykorzystanie tego typu produktów. Rolnicy – być może z powodu rozproszenia – nie próbują stworzenia jakichś form samoorganizacji. Z drugiej strony zaś wiele osób zniechęcają wymogi biurokratyczne oraz wymogi jakościowe, choć te ostatnie są niezbędne dla budowania zaufania konsumentów.
- Czy oznacza to, że rolnictwo ekologiczne nie ma przed sobą przyszłości?
- Istnieje obawa, że wstrzymanie dopłat spowoduje ograniczenie tego typu gospodarowania do nieznacznego marginesu – dla ludzi bardzo zamożnych. Priorytetem gospodarki światowej staje się – obok energii – żywność, której zaczyna brakować, więc pojawić się może tendencja do zwiększania plonów. Z drugiej zaś strony zarówno energia, jak i żywność, to elementy występujące na terenach wiejskich. Coraz droższa energia – ta pochodząca ze źródeł nieodnawialnych - będzie powodować odchodzenie od kosztownych, energochłonnych technologii – także w rolnictwie. Niektórzy twierdzą, że znajdujemy się u schyłku „złotego wieku marnotrawienia energii”. Wiedza o tym zapewne arabscy szejkowie naftowi, którzy wykupują ogromne połacie ziemi na Ukrainie. Kiedy skończy się ropa – tam będą produkować energię i żywność. I, być może, cywilizacja przeniesie się z miasta na wieś. Czy będzie to cywilizacja o charakterze ekologicznym – pokaże czas.
Rozmawiała: Barbara Matoga
Na zdjęciu: prof. dr hab. inż. Kazimierz Klima (autor fot. Barbara Matoga)